poniedziałek, 15 lutego 2010

„Doktor Glas” Hjalmar Söderberg

Po te pozycję sięgnęłam ze względu na autora – skandynawcy autorzy to jest to co mi ostatnio bardzo pasuje. Zachęcona przygodami Wallandera oraz po przeżyciach, które zaserwował mi w swojej książce „Dzwoń śmierci” wybór kolejnego Skandynawa wydaje się być naturalny i zrozumiały. Passa na dobre książki chyba jednak prysnęła bo ta pozycja z nóg mnie nie ścięła. Owszem sam pomysł dobry. Mamy tu bowiem nie lada problem etyczny. Jest lekarz, którego nadrzędnym i najważniejszym celem powinno być „primum non nocere”. Mamy i pastora, który za bogobojny nie jest. Mamy również między nimi kobietę, w której kocha się nasz lekarz, a która jest żoną pastora. Niezły trójkącik prawda? Mamy więc tu po pierwsze dramat miłosny, bo lekarz kocha się w żonie naszego duchownego. Kobieta jednak nic o tym jednak nie wie gdyż lekarz nasz jest mało rozgarnięty i cokolwiek bardzo nieśmiały. Zrobi on jednak wszystko aby jego skryta miłość była szczęśliwa. Mamy również i morderstwo. Pozwólcie jednak, że więcej nie zdradzę aby nie psuć zabawy gdyby jednak ktoś miał ochotę przeczytać tę książkę.

No i sami przyznacie, że całość nie taka zła. Tyle, że jakoś mi w tej opowieści brakuje tego dreszczyku sensacji. Tego napięcia.
Dialogi są monotonne. No ale być może o to tu chodzi, aby nie narzucać niczego czytelnikowi. Aby każdy sam mógł pomyśleć o etyce w zawodzie lekarza. Na okładce książki możemy przeczytać, że „Sto lat temu książka ta wywołała burzę każde kolejne tłumaczenie, a przetłumaczono ją na osiem języków, nie pozostało również bez echa, wzbudzając ostre dyskusje i spory” … Dzisiaj już takiej burzy nie wywołuje. Przynajmniej u mnie. Owszem porusza uniwersalne problemy, daje do myślenia. Tu jest jej największy atut, ale sposób podania do mnie nie przemawia.

piątek, 5 lutego 2010

Kulturalny piątek

W końcu kupiłam pilota do telewizora. Po kilku latach męczenia się z niedziałającymi przyciskami od starego powiedziałam „Dość!”. Weszłam na allegro i za całe 4,75 zł (słownie: cztery siedemdziesiąt pięć) kupiłam nowiutkiego pilota do mojego modelu niemłodego już telewizora.

Do czego jednak zmierzam – mając nowego pilota zaprogramowałam sobie w końcu wszystkie programy w nowej kolejności i znalazłam również kanał TVP Kultura. Kanał ten nie był mi obcy, ale jakoś teraz szybciej mogę go namierzyć, a przez to i częściej go oglądam. W piątki o godz. 21:50 nadawany jest bardzo ciekawy program pod tytułem „Tygodnik kulturalny”. Grono krytyków rozmawia na temat najciekawszych wydarzeń kulturalnych ostatniego tygodnia. I tak po kolei omawiane są nowe książki, film, sztuka teatralna, płyty muzyczne oraz wystawa.

Oprócz tego można sobie poobserwować jak duże różnice zdań czasami mają prowadzący. To co dla jednego jest fascynujące, dla drugiego jest be : ) Dlatego dokonując wyborów należy kierować się własnym zdaniem, a nie polegać na czyimś subiektywnym odczuciu.

Generalnie bardzo mi się ten program spodobał. Może i komuś z Was przypadnie on do gustu?

poniedziałek, 1 lutego 2010

"Wieża z klocków" Katarzyna Kotowska

W książce tej poznajemy kobietę, która nie może mieć własnego potomstwa i decyduje się z mężem na adopcję. Jest to opis widzianej jej oczami emocjonalnej drogi, którą musi przebyć z mężem aby stać się w końcu rodzicami małego, wytęsknionego dziecka. Poznajemy również ich codzienne zmagania i uczenie się siebie nawzajem.

„Wieża z klocków” to przejmująca opowieść. Opowieść o dawaniu. Dawaniu tego co najcenniejsze – poczucia bezpieczeństwa, miłości i stabilności. Adopcja jest tym co powoduje w nas mieszane uczucia. Zazwyczaj jest to podziw połączony ze strachem. Podziw bo to wielkie bohaterstwo wziąć pod swój dach całkiem obce dziecko i zdecydować się na jego wychowywanie i strach, bo to wielka niewiadoma. Dla mnie osobiście to strach przed ogromną odpowiedzialnością. Wielką, przytłaczającą.

Ta mała książeczka niesie w sobie tyle ładunku emocjonalnego, że czasami ciężko mi było czytać. Cieszę się jednak, że ją przeczytałam. Przybliżyło mi to uczucia, które towarzyszą rodzicom adoptowanych dzieci. Ich problemy nie tylko z opanowaniem przerażonego dziecka, ale również z otoczeniem, które ludzi, którzy adoptują dzieci uważają za szaleńców.

Piękna, wzruszająca i przede wszystkim bardzo mądra książka. Polecam każdemu.

"Niekochani" Elżbieta Wojnarowska

To moje drugie spotkanie z pisarstwem tej autorki. Pierwszą książką były „Anemony”, o których pisałam jakiś czas temu. Tym razem wpadła mi w ręce kolejna jej powieść.

Poznajemy w niej młodą, osiemnastoletnią Mikę. Mika ma żal do matki o to, że kiedy miała dwanaście lat odszedł od nich ojciec. Winą za to obarcza matkę. Rozpoczyna z nią swoją prywatną wojnę. Nierówną i niesprawiedliwą. Młoda buntowniczka wpada w narkotyki, nic ją nie interesuje, staje się nonszalancka i bezczelna. Pewnego dnia jednak, po narkotykowym odlocie dowiaduje się, że jej matka jest w szpitalu. Próbowała popełnić samobójstwo. Córka chcąc dowiedzieć się co się stało przeszukuje mieszkanie i znajduje listy. Miłosne listy.

„Chciałam zrozumieć, przejrzałam jej rzeczy. Samobójcy zostawiają słowa. Wiesz, znalazłam listy. Dziwne listy. Straszne. O miłości. To niepojęte. Nie mogłam uwierzyć. Ona i miłość? Kochała? I to aż tak? Kogo?”

Wyrzuty sumienia i nagła potrzeba zrozumienia czynu matki powodują, że Mika postanawia dowiedzieć się co tak naprawdę się wydarzyło w życiu matki i kim jest adresat owych listów.

Elżbieta Wojnarowska pisze w specyficzny sposób. Historię Natalii – matki Miki poznajemy poprzez głosy różnych postaci. Poprzez listy Natalii, poprzez dzienniki jej miłości, poprzez odczucia Miki. Prawda jaką odkrywa Mika jest jednak straszna i okrutna. Zmienia nie tylko obraz matki w jej oczach, ale zmienia przede wszystkim ją.

Książki Elżbiety Wojnarowskiej świetnie moim zdaniem nadają się na ekranizacje filmowe. Aż dziw, że jeszcze nikt do tej pory nie zabrał się za napisanie scenariusza. Byłoby to niewątpliwie dobre, ambitne kino. Tak jak jej książki.