poniedziałek, 5 stycznia 2009

"Aparat, który dała mi matka" Susanna Kaysen


Są takie schorzenia, na które medycyna nie zna lekarstwa. Co dzieje się z człowiekiem kiedy medycyna jest bezsilna, a nasze życie zaczyna przypominać nieustającą walkę z bólem?

O tym właśnie jest ta książka. Przynajmniej taki był zamysł autorki, która opisując swoje własne zmagania z bólem pewnej części ciała chciała ukazać co dzieje się z naszym życiem kiedy dolega nam jakieś schorzenie, którego nie da się jednoznacznie zdiagnozować ani wyleczyć. Do mnie jednak ten sposób przekazu nie przemawia. Wulgaryzm i ordynarność to wszystko co można tu znaleźć. Wkurzał mnie język, którym posługuje się autorka i jej beznadziejny partner, którego zainteresowania kręciły się tylko wokół własnego interesu (dosłownie i w przenośni).

Jeśli jest to rzeczywiście osobisty pamiętnik no to tylko współczuć kobiecie takiego faceta. Jeśli jednak postać mężczyzny takiego pokroju pojawia się tam tylko dlatego aby ukazać co dzieje się w relacjach damsko - męskich to niezbyt udane ukazanie sytuacji.

Ale żeby tego było mało to już pod koniec książki pojawia się taki oto tekst:

"Antybiotyki nie zabiają wirusów. Zabijają bakterie, rzekłam. Zdenerwowałam się, że tego nie wie. To jest jak grypa, mówiłam. Jak się dostanie grypy, nikt nie potrafi jej wyleczyć. To wirus. Tak jak AIDS." (str. 97)

Mnie za to denerwuje, że ktoś nie wie, że AIDS to nie wirus. Nie wiem tylko kto tego nie wie - autorka książki czy tłumaczka...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz