Ostatnio mam mało czasu na czytanie tego co bym chciała. Skupiam się na raczej na testach na prawo jazdy. Mam nadzieję, że przynieisie to widoczne efekty;)
Ale wpadła mi w oko w bibliotece książka Martyny Wojciechowskiej i od razu ją zabrałam ze sobą. Najpierw przeczytały ją wszystkie znajome z pracy, potem dopiero ja.
Ale wpadła mi w oko w bibliotece książka Martyny Wojciechowskiej i od razu ją zabrałam ze sobą. Najpierw przeczytały ją wszystkie znajome z pracy, potem dopiero ja.
Czytałam ją jednym tchem - w parę godzin. Długo po przeczytaniu myślałam o ksiązce, Martynie i pozostałych uczestnikach. Szukałam w internecie informacji uzupełniających. Książka niesamowita - pod względem wiadomości jak i opisywanych sytuacji. Kobieta ma naprawdę coś we krwi skoro jak sama pisze - nie lubi zimna, śpi w ciepłych skarpetach, a wybiera się tam gdzie zimno jest wszechobecne i nie można sobie wziąć i po prostu wyjść... Zdjęcia z wyprawy jeszcze bardziej mrożą krew w żyłach - szczególnie te gdzie trzeba było przekraczać icefall.
Mi już teraz marzną nogi jak sobie pomyślę o tej wyprawie... o ciągłych problemach z aklimatyzacją, o tych szczelinach w śniegu na kilkadziesiąt metrów.... przecież Ona mogła normalnie z tej wyprawy nie wrócić..... bałam się za nią i tylko to, że czytałam tą książkę umacniało mnie w świadomości, że wszystko skończyło się dobrze, że Martyna wróciła z tej wyprawy cała i żywa....
Polecam tę książkę każdemu kto chce się dowiedzieć jak wygląda wyprawa na najbardziej komercyjną górę świata. Jak w ogóle wygląda wspinaczka na tak wysokie szczyty. Ja tam wyobrażałam sobie, że po prostu idą non stop w górę, etapami ale ciągle do przodu.... a to guzik prawda....
Przeczytajcie....